Croftamie–Balgedie (13 dzień/ 2 pętla)

Niedziela, 16 sierpnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Szkocja 2009
Relacja Ani:
"Zamek Culcreuch miał być przystankiem i zarazem naszym miejscem na śniadanie. Okazało się, że przebudowano go na hotel i w jego okolicy jest zakaz kempingu. Dla nas nie był to żaden problem. Po zrobieniu kilku fotek oddaliliśmy się od niego i śniadanie zjedliśmy nad jeziorkiem w miłym towarzystwie owieczek.

Słoneczna pogoda sprawiała, że droga była łatwa i przyjemna. Około południa dotarliśmy do Stirling–potężnego zamku, który to postanowiliśmy odwiedzić w środku. Po zakupieniu biletu mogliśmy zwiedzić wszystkie (oczywiście udostępnione dla turystów) miejsca. Zasiedliśmy na tronach w sali królewskiej, byliśmy w muzeum zbrojeń, zatrzymaliśmy się w zamkowej kuchni i spiżarni, odwiedziliśmy kaplicę królewską i wiele innych pomieszczeń. Wszystkie były odrestaurowane i typowo nastawione na turystów, których przybywało tu dziennie tysiące. Po około 2 godzinach zwiedzania ponownie wsiedliśmy na rowery. Tego dnia odwiedziliśmy jeszcze kilka innych zamków. Jeden z nich–Campbell przykuł moją uwagę już przed wjazdem, górując nad miasteczkiem. Coś mi podpowiedziało, abym poczekała w pobliskim parku, bo droga powrotna i tak obok niego wiodła. Tak też zrobiłam. Zostawiłam rower i przespacerowałam się pośród zieleni podziwiając z dołu ruiny zamku. Wyglądał imponująco. Jak się później okazało moja decyzja była trafna. Reszta grupy wróciła wyczerpana i lekko zawiedziona. Nie dość, że przyszło im podjeżdżać, a później prowadzić rowery, pod niemal pionowy podjazd, to jeszcze zamek był zamknięty i ledwo co było go widać za potężnymi murami. Nie ma to jak kobieca intuicja.
Długo szukaliśmy miejsca na rozbicie namiotów, wszystko przez to, że nie wypalił nocleg na zamku (opiekun zabytku kategorycznie nie zgodził się na to). Musieliśmy, więc jechać dalej do kolejnego miasteczka. Mijaliśmy pola i bezdroża. Gdy zaczęło robić się porządnie ciemno, dotarliśmy do pierwszych domów i tu znowu nie pozwolono nam rozbić się na prywatnym podwórku. Pukaliśmy do wielu domów, a tam albo nam odmawiano albo drzwi były zamknięte. W końcu porządnie zmęczenie postanowiliśmy rozbić się na skrawku zieleni, przy skrzyżowaniu dróg. Były tam ławeczki, więc stwierdziliśmy, że miejsce to przeznaczone jest dla zmęczonych turystów. W naszym przekonaniu utwierdził nas bardzo miły pan, który sam zatrzymał się i powiedział nam, że możemy spokojnie tu zostać. Chyba musieliśmy zrobić małe zamieszanie w miasteczku, bo za chwile ku nam podjechał radiowóz policyjny. Jednak i policjanci nie robili nam żadnych problemów. Zapytali czy wszystko w porządku i dokąd zmierzamy. Po krótkiej rozmowie odjechali, a my w końcu mogliśmy pójść spać."

Relacja Agaty:
"Pobudka jak zwykle o 6. śniadanie miało być na zamku, ale ten okazał się hotelem przy którym widniał napis „ no picnicing”, więc posiłek mieliśmy w towarzystwie owieczek. Potem zwiedzaliśmy zamek w Stirling. Wchodziliśmy do każdej dziury, zobaczyliśmy kuchnię, kaplicę, warsztat tkacki... niby fajnie, ale mnie nie urzekło– za dużo innych turystów. Muzeum dotyczyło głównie zbrojeń i wojen, a pałac był zamknięty z powodu renowacji.
Jechało się bardzo fajnie , bo z wiatrem, trochę słońca, bez deszczu. Zobaczyliśmy jeszcze parę zamków. Między innymi zamek Campbell. Podjazd był masakryczny, strasznie stromy, tak że nie podjechaliśmy tam na rowerach tylko podeszliśmy w końcu (Szymon najdłużej pedałował, ja się dość szybko poddałam). I po doczłapaniu się na miejsce okazało się, że zamek zamknęli godzinę przed nami (a Ania miała nosa i czekała na nas na dole, skąd zamek też było widać). Trochę przeholowaliśmy z noclegiem. Pierwsze dobre miejsce przejechaliśmy, a potem nie było gdzie się rozbić. W końcu po 22 rozstawiliśmy namioty przy drodze (nawet policja pytała nas czy wszystko w porządku)."

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ygasn

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]